Subiektywnie: Dlaczego chiński?
Sylwia Majka
Zawsze moim marzeniem było opanowanie do perfekcji przynajmniej dwóch języków obcych. Angielski znałam już na dość dobrym poziomie więc należało tylko kontynuować jego naukę. Jestem osobą, która lubi wyzwania i niestandardowe rozwiązania więc zaczęłam szukać drugiego języka obcego, który odpowiadałby moim oczekiwaniom. Wiedziałam, że nie może to być język, którego uczyłam się wcześniej w szkole – żaden jakoś nie przypadł mi do gustu. Stwierdziłam również, że na pewno nie chcę, aby był to któryś z języków europejskich. Tak zaczęłam szukać czegoś bardziej orientalnego. Japoński, który słyszałam w mangach czy filmach z Kraju Kwitnących Wiśni, nie był przyjemny dla mojego ucha. Z koreańskim było podobnie. Udałam się więc w kierunku źródła tych dwóch języków i tak wybór padł na język chiński. Kaligrafia i rysowanie znaków – przepiękne. Ręka, która sama zapamiętuje znaki, ich kolejność, wydawać się to może niemożliwe, a jednak. Do tego dochodzą tony i pinyin – 3 w 1, stąd też nauka chińskiego pochłania tyle czasu. Na szczęście polskie uczelnie wyższe miały go w swojej ofercie. Wystarczyło tylko wybrać odpowiednią, dostać się na studia i poświęcić się nauce. Należy jednak pamiętać, że są to ciężkie studia i wymagają dużo czasu i poświęcenia.
Karolina Maziarz
Wszystko zaczęło się od Japonii. Krajem Kwitnącej Wiśni zaczęłam się interesować przez karate kyokushin. Nie odróżniałam wtedy narodowości Azjatów, ani tym bardziej ich języków, które zlewały mi się w jedną masę niezrozumiałych dźwięków i krzaczków. Nie wiedziałam wtedy także, że kilka lat później stanę przed moimi rodzicami oznajmiając im: „Będę studiować japonistykę”. Zaskakująco nie podzielali mojego entuzjazmu. Zaczęłam szukać dalej. Bezmyślnie wodząc palcem po mapie, wzrok uciekał w stronę dalekiej krainy, którą zwą Państwem Środka. Przypadek? A może przeznaczenie¬?
Chiński to był tak zwany pewniak. Wszyscy kiwali z uznaniem głową, a ja chodziłam dumna, że będę się uczyć jednego z najtrudniejszych języków świata. Wraz z rozpoczęciem roku akademickiego marzenia zaliczyły ostre lądowanie na ziemi pełnej wątpliwości i długich godzin ciężkiej pracy. Okazało się, że język to też ludzie, to kultura i historia. I o ile łatwiej jest nam uczyć się języków europejskich, których użytkownicy są do nas podobni, Chiny to całkiem inna, orientalna bajka. I rzeczywiście czułam się jak w innym świecie kiedy poznawałam pierwsze znaki. Przecierałam oczy ze zdumienia kiedy okazywało się, że one mają sens, swoją historię i rzeczywiście coś znaczą. Trzeba było widzieć moją minę, kiedy usłyszałam, że znak hǎo 好 (dobrze) składa się z dwóch komponentów: syna i kobiety, które nawiązują do konfucjańskiej filozofii – kobieta jest wtedy szczęśliwa i spełniona, kiedy wyda na świat syna. Nauka języka chińskiego to najciekawsza rzecz jaką kiedykolwiek zajmowałam się w życiu. Wybór żeby podjąć takie wyzwanie dał mi też pewność, że zgodnie z tym co wszyscy powtarzają przy każdej możliwej okazji, nie ma rzeczy niemożliwych. Z czasem przyszła też fascynacja samymi Chinami i przemożna chęć ich poznania, która mam nadzieję zostanie niebawem spełniona.
Mówi się, że uczyć się nowego języka to tak jakby posiąść nową duszę. Czy już się narodziła chińska ja? Rośnie każdego dnia. I choć ciągle lubię te zdziwione spojrzenia na wiadomość czym się zajmuję, to teraz jest we mnie więcej pokory. Wiem, że jeszcze długa droga, która będzie wymagać wygodnych butów, mapy i kompasu – czyli samozaparcia, dobrych nauczycieli i wiele czasu.